Autor |
Amria
American Idiot
Dołączył: 27 Maj 2008
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/15 Skąd: Ravnos
Pią 2:31, 30 Maj 2008
|
|
Wiadomość |
Wywiad z Wampirem - Historia Amrii
|
|
|
Amria: Chcesz więc wiedzieć coś o mojej przeszłości? Przodkach? Niech ci będzie, ale musisz uzbroić się w trochę cierpliwości...
Z tego, co zostało mi na temat przodków przekazane, żyli niegdyś jako Cyganie w Rumunii, a następnie w Cesarstwie Rosyjskim. Tam jednak, jak można się domyślić, nie powodziło im się najlepiej. Było to za czasów, gdy Napoleon powoli dochodził do władzy. Kiedy w 1812 francuscy żołnierze powracali jak psy spod Moskwy, pewien cygański tabor ruszył wraz z nimi, skuszony opowieściami o tej ich cudownej Francji. Swoją drogą, nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, jak wkurzają mnie te żabojady. Mniejsza z tym jednak, nie powinienem zabierać głosu we własnej sprawie, skoro jeszcze się nie urodziłem, nieprawdaż?
Tak więc po długiej, ciężkiej, bla bla bla drodze do Francji, w końcu dotarli do Paryża. Oczywiście, nie było wcale tak różowo, jak im Francuzi na obcej ziemi opowiadali. Zauważyłeś zresztą, że ludzie często tak mają? Jak są gdzieś daleko od "domu", chwalą go jak coś nadzwyczajnego, choć na co dzień albo tego nie zauważają, albo wręcz na niego narzekają. Hm, może właśnie dlatego ja nie mam domu. Ale racja, wróćmy do tematu. Nie spodobała im się perspektywa mieszkania w cesarstwie, tyle, że tym razem francuskim, więc przepłynęli sobie tę cieśninę... Jak jej tam? A, tak... ten... Kanał LaManche, bodajże.
I tak dostali się do Wielkiej Brytanii. Najwięcej podróżowali po Szkocji, ale ja przyszedłem na świat w protestanckiej części Irlandii. Tak, mam na myśli Ulster. Był to rok... Niech sobie przypomnę. 1839. Pierwszy września... Zabawne, nieprawdaż? A co do Irlandii, z tego co pamiętam, zawsze bardziej lubiłem Irlandczyków niż Anglików. Nie... Skąd ci to przyszło do głowy? Oczywiście, że nie czuję się Irlandczykiem. Jestem Cyganem.
Byliśmy tam nazywani 'wagabundami'. Choć zapewne nikt nie dociekał, skąd moja rodzina tam przywędrowała. Żyliśmy sobie tam, jak na Cygan przystało. Co? Co ty powiedziałeś?
Jaką kradzieżą?! Chcesz pan stąd wyjść lżejszy o ten twój pieprzony niewyparzony język? No... To lepiej trzymaj go za zębami. Żyliśmy więc tak uczciwie, jak tylko potrafią Cyganie...
I tak przeżyłem 5, 10, 20 lat... Jeździliśmy z miejsca na miejsce, w końcu też powróciliśmy na większą wyspę i, nie wiedzieć czemu, udaliśmy się do Walii... Już od czasu dobicia do Anglii miałem niejasne przeczucie, że ktoś nas śledzi... Pewnej pięknej gwieździstej nocy rozbiliśmy obóz nieopodal małego walijskiego miasteczka, gdzieś niedaleko morza. Pamiętam, jak wówczas udałem się z paroma kumplami do miejscowej speluny. W pewnym momencie poczułem nieodpartą chęć, żeby się przewietrzyć... No i... cap! Ha, co, "jak to cap?" Mogę opisać bardziej szczegółowo, jeśli sobie tego życzysz. Usłyszałem dziwny dźwięk, jakby powiew wiatru tuż obok mnie, a potem ostry ból w szyi i dotyk czyichś ust na mojej skórze. Intrygujący odgłos chłeptanego płynu...
Obudziłem się nad ranem w jednym z wozów. Żyłem, ale familia niezbyt przychylnie patrzyła na te dwie dziury po kłach na mojej szyi. Uznali, że proroctwo się dopełniło. A ja nagle poczułem, że spotkało mnie coś niezwykłego... Czułem jakby... Powołanie. "Jakie proroctwo"? Srakie, kurna, jeśli zechcę, to ci powiem, nie przerywaj, dupku, bo mnie coraz bardziej wkurzasz...
Następnej nocy atak się powtórzył, tyle, że tym razem... Nie powróciłem już do swej rodzinki. Ach, wtedy na pewno byłem do nich przywiązany, ale w pewnym sensie nie miałem wyboru. Ten 'dżentelmen', który mnie 'powołał', w gruncie rzeczy nie pytał mnie o zdanie, on po prostu sobie życzył... Nie pytał nawet, czy chcę zostać wampirem.
Tak, wampirem, imbecylu, jak inaczej miałbym żyć od roku 1839? Co, czyżbyś mi już uwierzył? Nie ma sensu oglądać się na drzwi, zamykałem je... Wysłuchasz mnie do końca? Taa... Prędzej twojego niż mojego. Tak więc, wampirem zostałem w roku 1861. Początkowo wyemigrowaliśmy do USA, zabawić się trochę na wojnie secesyjnej, a tymczasem mój nowy nauczyciel zdradzał mi tajemnice nowego życia, tych wszystkich klanów, ras i takich tam. Z polityki w życiu, ani jednym, ani drugim nie byłem zbyt dobry, więc nie zdradzę ci szczegółów. W końcu przyszedł czas, że opuściłem swego przyjaciela, by nauczyć się żyć samodzielnie. Po czyjej stronie walczyliśmy? Ach, głupie pytanie... Raz po tej, raz po tej, zależy, co było bardziej opłacalne. No i tak mniej więcej upływał mi czas - na podróżowaniu, dobrej zabawie...
Co ty mi tu insynuujesz? Jaki relatywizm moralny? Jak to: kim naprawdę jestem? Przecież tłukę ci to i tłukę... Aach.
A nie, nic takiego. Przypomniało mi się po prostu, że to, co tu dziś usłyszałeś jest tajne. I hmm... Ten twój wywiad nie powinien zobaczyć światła dziennego... Podobnie zresztą ty.
Aaa, i proroctwo. Wspomniałem o znaczeniu mojego imienia? No widzisz, Amria okazał się i twoim przekleństwem. Szczególnie, ze Amria nie jadł dziś kolacji...
No co? Ach, trzeba było uwierzyć mi na początku, jak ci tam? Johnie Smith. Nie uciekaj... I tak ci się nie uda.
John Smith: Awwhh...
/czy ja nie mam co robić w nocy? a bo ja wiem? można też spać ;P/
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Amria dnia Pią 2:57, 30 Maj 2008, w całości zmieniany 4 razy
|
|